Zapraszam Was do zapoznania się z trzecim artykułem z cyklu Kariera po farmacji, który stworzyłam we współpracy z prawdziwymi, nieanonimowymi farmaceutami – praktykami. Cykl ten zrodził się, aby motywować i zachęcić Was do do podjęcia wysiłku w dążeniu do kariery o jakiej marzycie, a z jakichś powodów nie wierzycie w jej powodzenie.
Pierwszy artykuł z serii Kariera po farmacji znajdziecie o tu:
Kariera po farmacji – Magda, apteka szpitalna
A drugi tu:
Kariera po farmacji – Karolina, Pharmacovigilance
Magdalena, doktor nauk farmaceutycznych i blogerka (klik)
Jak to się właściwie zaczęło…
Myśl o zostaniu farmaceutką pojawiła się w mojej głowie jeszcze w czasach podstawówki. Pewnego dnia, kiedy razem z Mamą kupowałyśmy leki, zaciekawiła mnie praca w aptece – spokój, cisza, skupienie, koncentracja, specyficzny zapach, a dodatkowo ten szacunek i poważanie, z jakim pacjenci zwracali się do pani za szklanym okienkiem. Na moje pytanie – „Co trzeba zrobić, żeby pracować w aptece?” – moja Mama odpowiedziała: „Trzeba skończyć studia farmaceutyczne”.
Zanim ostatecznie zdecydowałam się zdawać na farmację, upłynęło wiele czasu. Pojawiały się inne pomysły, inne możliwości, kuszące propozycje i ciekawe oferty, ale cały czas w mojej głowie siedziała farmacja i praca w aptece. I kiedy trzeba było zdecydować jakie przedmioty mam zdawać na maturze – wybrałam te, z których potem miałam pisać egzamin wstępny na studia (Tak – to było jeszcze za czasów starej matury;))
Czy się dużo uczyłam i przygotowywałam? Raczej tak – przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Wydawało mi się, że uczę się non stop, że już więcej nie można – chociaż, jak się później okazało na studiach – można się było uczyć więcej – o wiele więcej;)
Niestety mimo wielu przygotowań i intensywnej nauki – na wymarzoną farmację się nie dostałam…
To był szok, gniew, zrezygnowanie i złość. W pewnym sensie obraziłam się na farmację – i powiedziałam „nie to nie – łachy bez”. Zaczęłam studiować chemię na UW. Pierwszy rok chemii skończyłam pod koniec maja i miałam mieć cały czerwiec wolny. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł, żeby spróbować zdawać na farmację jeszcze raz. Po pierwsze dlatego, że nadal marzyłam o pracy w aptece, po drugie dlatego, że miałam miesiąc wolny, a po trzecie dlatego, że wydawało mi się, że po roku chemii to ja tą całą chemię znam, umiem, potrafię i z „palcem z nosie” ją napiszę na egzaminie na maksa – hahaha 😉
Przez cały czerwiec uczyłam się biologii, z przerwami na krótkie powtarzanie chemii – i na początku lipca podeszłam po raz drugi do egzaminu na farmację. Dostałam się i zostałam studentką Wydziału Farmaceutycznego Akademii Medycznej w Warszawie – szok, szczęście, niedowierzanie, ale mega duma i bardzo ambitne plany, że już za kilka lat – ja w białym fartuchu będę pracować w aptece.
Dopiero później miałam się przekonać, że będzie inaczej…
Studia
Na początku plan był prosty, jasny i dokładnie sprecyzowany – studia a po nich praca w aptece.
Ale w trakcie studiów zobaczyłam inne możliwości zawodowe, jakie stoją przed magistrem farmacji. Oprócz obowiązkowych praktyk w aptece ogólnodostępnej i szpitalnej dostałam się na praktyki do laboratorium analitycznego w Instytucie Farmaceutycznym. Wtedy właśnie złapałam bakcyla badań naukowych. Co więcej ja zawsze lubiłam się uczyć, oraz tłumaczyć i uczyć innych. Moja mama nauczycielka mówiła – „masz to po mnie”. I tak w trakcie studiów, w kolejnych miesiącach i latach ciężkiej nauki, pojawiła się myśl, żeby trochę połączyć farmację z moimi nauczycielskimi zapędami. Pomyślałam o zostaniu na uczelni. Nawet nie tyle chodziło mi o pracę naukową (chociaż i badania naukowe były dla mnie ważne), ale raczej o kontakt ze studentami, uczenie ich, tłumaczenie oraz pomoc im w zdobywaniu nowej wiedzy.
W międzyczasie zakończyłam praktyki w laboratorium analitycznym, odbyłam obowiązkowy staż w aptece ogólnodostępnej i potem zaczęłam w niej pracować. Praca w aptece na początku bardzo mi się podobała, ale chciałam czegoś więcej i coraz częściej myślałam o zmianie pracy – w szczególności marzyłam o pracy na Uczelni. Punktem zwrotnym, który sprawił, że ostatecznie zdecydowałam się zrezygnować w pracy w aptece był moment, kiedy pomyliłam się przy realizacji recepty i omyłkowo wydałam zły lek. Na szczęście zdążyłam dojechać do pacjentki, zanim ona go przyjęła – nic się nie stało, ale dla mnie był to ogromny stres, trauma oraz bardzo dotkliwa porażka i nauczka na przyszłość.
Wtedy zaczęłam naprawdę intensywnie działać, żeby wrócić na uczelnię. Niestety zostanie nauczycielem akademickim nie było łatwe, łatwiej było dostać się na studia doktoranckie – co okazało się w sumie nietrudnym zadaniem, zważając, że byłam całkiem niezłą studentką.
Doktorat
Pracę doktorską robiłam w Katedrze Farmakognozji i Molekularnych Podstaw Fitoterapii. Dotyczyła ona wpływu standaryzowanych wyciągów ziela różnych gatunków rodzaju Epilobium na proliferację komórek raka prostaty hormonozależnego (LNCaP) i wydzielanie antygenu gruczołu krokowego (PSA). Praca podzielona była na dwie części – fitochemiczną i biologiczną. Część fitochemiczna obejmowała przygotowanie wyciągów, izolację z nich składników czynnych oraz analizę jakościową i ilościową. Natomiast część biologiczna polegała na hodowli komórek raka prostaty hormonozależnego oraz określeniu wpływu wyciągów na ich proliferację i inne parametry. Studia doktoranckie trwały 4 lata – były to lata wypełnione głównie pracą naukową w laboratorium, ale również zajęciami ze studentami, które uwielbiałam i zawsze z nutką wzruszenia wracam myślami do tych zajęć i do studentów. Z niektórymi z nich utrzymuję kontakt do dziś!
Co mi dały studia doktoranckie? Obycie naukowe, obycie w laboratorium, obycie z publikacjami i konferencjami naukowymi, obycie w pracy ze studentami a oprócz tego wiedzę i nowe możliwości. Poza tym dały mi też elastyczny czas pracy, co było szczególnie przydatne dla młodej mamy. Bowiem studia doktoranckie rozpoczynałam z małym dzieckiem, w ich trakcie urodziłam córkę a kończąc je i broniąc doktorat byłam w ciąży z trzecim dzieckiem. Moja obrona była na 3 tygodnie przed planowanym terminem porodu i moim głównym stresem nie była sama obrona (chociaż też) ale to, aby nie zacząć rodzić na sali. Na sali nie zaczęłam rodzić, obroniłam pracę doktorską i uzyskałam tytuł doktora nauk farmaceutycznych z wyróżnieniem (Summa cum laude).
Blog
Po obronie i po urodzeniu 3 dziecka, zdecydowałam trochę zawodowo odpuścić. Skupiłam się na dzieciach i na rodzinie. Ale nie na długo. Nosiło mnie, chciałam pracować a w szczególności nie chciałam tracić kontaktu z ukochaną farmacją. Ale jednocześnie nie chciałam rezygnować z czasu z dziećmi, nie chciałam iść do pracy na 8-10 godzin i do domu wracać zmęczona, zdenerwowana, sfrustrowana i nieszczęśliwa, że nie spędzam z dziećmi wystarczająco dużo czasu. W tamtym momencie praca na cały etat w ogóle nie wchodziła w rachubę.
I wtedy wpadłam na pomysł założenia strony internetowej, na której miałabym umieszczać informacje dotyczące bezpieczeństwa stosowania leków. Informacje te miały być skierowane głównie do rodziców – bo wiedziałam, z własnego doświadczenia i z doświadczenia moich „dzieciowych” znajomych, że takie informacje są potrzebne i ich właśnie potrzebują rodzice. Niewiele myśląc zakupiłam domenę farmaceuta-radzi.pl i zaczęłam działać. Niestety, wszystkiego musiałam nauczyć się od podstaw – nie znałam się na robieniu stron internetowych, nie mówiąc już o promowaniu bloga i wpisów na portalach społecznościowych. Ale dałam radę i nawet samodzielnie zrobiłam swoją stronę internetową. Powoli tworzyłam swoją internetową przestrzeń. Im bardziej przestrzeń internetowa się rozwijała, tym bardziej ja wychodziłam do ludzi i tym częściej zaczęły pojawiać się nowe możliwości moich zawodowych działań i to nie tylko internetowych.
Dzięki blogowaniu idealnie połączyłam macierzyństwo z pracą zawodową. Zaczęłam się realizować na wielu polach i w coraz to nowych projektach. Zyskałam wiarę w swoje możliwości, pewność siebie, przekonanie, że to co robię jest potrzebne, warte i cenne. Co więcej robię rzeczy, o których nawet nie pomyślałabym pracując na etacie w aptece, na uczelni czy w firmie farmaceutycznej. Ba – ja nawet nie odważyłabym się o nich pomarzyć a co dopiero robić 🙂
Decyzja o blogowaniu, mimo, że podjęta pod wpływem emocji, trochę na szybko i może ciut za pochopnie była najlepszą moją decyzją zawodową. I jestem głęboko przekonana, że ta decyzja mi się opłaciła. I nie chodzi tu o kwestie finansowe, ale o fakt niezależności, elastyczności pracy, możliwości spędzenia czasu z dziećmi a co najważniejsze chodzi o nowe projekty, w których działam z misją i powołaniem z myślą o dobru pacjentów. Bo właśnie o pacjentach, ich potrzebach i ich dobru staram się zawsze pamiętać i wszystko co robię, robię dla pacjentów.
I tak jeszcze na koniec…
Droga Koleżanko i Drogi Kolego – jeżeli jesteś przed wyborem swojej drogi zawodowej lub myślisz o jej zmianie to pamiętaj, że skończyłeś bardzo trudne studia, masz fantastyczny zawód, doskonałe wykształcenie i ogromną wiedzę – a z tym wszystkim, jestem pewna, że jesteś w stanie osiągnąć każdy zaplanowany, zamierzony i wymarzony cel. Czego z głębi serca Tobie życzę!
Koniecznie odwiedźcie bloga Magdy: farmaceuta-radzi.pl!